Gavdos - część III

Dzień III (Agios Georgios - Pyrgos - Lavrakas)

Gavdos, plaża Pyrgos, Pyrgos beach
Plaże Pyrgos
Wstaliśmy rano, ogarnęliśmy się, plecaki zapakowane, czas na śniadanie. Idziemy, a nasz gospodarz witając się z nami, radośnie obwieszcza co następuje:

— Sorry, no boat today.
Eee… już to pisałem? Był kiedyś taki film „Dzień Świstaka”. Na Gavdos potrafi stać się rzeczywistością. Powoli zaczynało do nas docierać, jak na wyspie udało się utknąć ponoć samemu Odyseuszowi. Ale skoro już wyszło jak wyszło, trzeba było zorganizować sobie dzień kolejny. Tu po raz kolejny z pomocą przyszedł George:
— A jezioro już widzieliście? Czasem można tam nawet spotkać żółwie!
No dobra, tu nas zaskoczył. Do tej pory odbieraliśmy wyspę raczej jako suchy, gorący placek na środku morza i jakoś jeziora to się akurat nie spodziewaliśmy.


Gavdos, Agios Georgios
Agios Georgios
Po drodze do samego jeziora napotkaliśmy jeszcze kościół. Tak naprawdę to go szukaliśmy, bo miał być punktem orientacyjnym na naszej ścieżce. Na pierwszy rzut oka to kościół jakich na Gavdos jest kilkanaście. Malutki, z kamienia, prawie pusty w środku. Uprzedzeni jednak przez naszego gospodarza, że to zabytek klasy niemal UNESCO (uwzględniając oczywiście standardy wyspy), przyjrzeliśmy mu się przez chwilę. Był to kościół Agios Georgios. Co aż dziwne, bo tu chyba wszystko wydawało się nazywać Agios Ioannis, albo Agios Nikolaos. W każdym razie kościółek pochodzi podobno z XVII wieku, co czyni go najstarszym zachowanym na Gavdos. Warto poświęcić chwilę na obejrzenie ścian budowli. Są pięknym przykładem tego, że recykling nie jest wymysłem współczesnym i nie oparły mu się nawet antyczne pozostałości z okolicznych stanowisk archeologicznych. Jeśli ktoś chce zwiedzić wnętrze, przypominamy - drzwi na wyspie są głównie po to żeby zamknąć je po sobie wychodząc. Klucz zwykle jest w zamku.


Gavdos, Agios Georgios
Agios Georgios - wnętrze
W sumie ten kościół był chyba pierwszą rzeczą, jaką udało nam się odnaleźć, słuchając wskazówek George’a i korzystając z „footpatha”, więc nastawił nas optymistycznie w temacie poszukiwania jeziora. No i słusznie, bo w końcu natrafiliśmy na… coś. Coś pomiędzy rzeką, jeziorem a bagnem. Faktycznie znajdowała się tam hmmm… pewna ilość wody (a przy odrobinie wyobraźni nawet wodospad). Głównym elementem wyróżniającym owo jezioro z krajobrazu wysypy były kwiaty. Chyba pierwszy raz na Gavdos zobaczyliśmy kwiaty inne niż w doniczkach. I to jakie – różowe, bujne, niektóre dorównujące nam wzrostem. No i jeszcze kilka gatunków drzew i krzaków (krzewów!) występujących chyba wyłącznie na tym placku mokrej ziemi. Tylko żółwia ani jednego – pewnie przed nami pouciekały (to w sumie ciekawe, że przez jeden dzień w Turcji potrafiliśmy natrafić na kilka żółwi, a na Krecie i okolicach, reklamujących się żółwikami na lewo i prawo, nie widzieliśmy chyba żadnego).
Gavdos
"Jezioro"
Mimo wszystko zaskoczeni widokiem jeziora, które w odpowiedniej porze roku może być jednak całkiem sporym zbiornikiem wodnym, o czym świadczy kształt okolicznych skał, ruszyliśmy dalej w kierunku wybrzeża. O ile na wyspie tej wielkości w ogóle da się iść w innym kierunku. Od plaży Pyrgos, która była teraz naszym kolejnym celem na dziś, oddzielał nas jeszcze porastający wydmy cedrowy las. 
Gavdos
...
W tym miejscu warto poświęcić chwilę owym cedrom (po drodze przez chwilę i tak nie było nic innego wartego większej uwagi niż one). Są to drzewka małe, bardzo rzadko wielkości człowieka, zwykle mające kilkadziesiąt centymetrów. Pokryte igłami gałęzie wyrastają z nieproporcjonalnie potężnych w stosunku do reszty rośliny pni, często poskręcanych w dziwaczne formy. To, co jest ich główną cechą charakterystyczną, a jednocześnie pozwala im funkcjonować w klimacie Gavdos, to żywotność. Drzewo może wyglądać na całkowicie wyschnięte (martwe) przez kilka lat, a następnie jakby nigdy nic odbić zielonymi pędami. Stąd ważna uwaga – na wyspie panuje całkowity zakaz łamania gałęzi z owych drzewek, bez względu na to, jak bardzo uschnięte nam się wydają. Lokalne cedry są pod całkowitą ochroną (jak i wiele innych gatunków roślin i zwierząt na wyspie). I tak o to w miłym cedrowym towarzystwie (napotkanych turystów – zero) dotarliśmy do kolejnego punktu programu – plaży Pyrgos.
Gavdos
Gavdyjski Cedr (niestety Wikipedia nie zna takiego gatunku)
Pyrgos to tak naprawdę nie jedna, a dwie plaże,które także stanowiły dość zaskakujący widok, zwłaszcza dla osoby śledzącej na bieżąco doniesienia z nadbałtyckiego „parawaningu”. Pierwsza była całkowicie pusta, na drugiej… opalała się jedna osoba (kobieta, i to ubrana… w stringi – jak na warunki wyspy, musiała uchodzić za skrajnie konserwatywną). Wybierając się na jedną z nich, trzeba jednak uwzględnić konieczność przepłynięcia części drogi morzem bądź przeprawienia się przez przybrzeżne skały. W obu wypadkach suchą nogą raczej dotrzeć się nie uda. Urzeczeni widokiem (plaż, nie kobiety), ruszyliśmy dalej wybrzeżem,  w kierunku Lavrakas i Agios Ioannis.

Gavdos, Plaża Pyrgos, Pyrgos beach
Plaża Pyrgos
Tak dotarliśmy ponownie do plaży Agios Ioannis, gdzie… dogonił nas Holender (czy ja pisałem już o Dniu Świstaka?) oferujący podwózkę do domu (co akurat było naprawdę miłe z jego strony).

Droga Pyrgos - Lavrakas
Dotarliśmy więc do końca naszej nieco nieoczekiwanej w przebiegu przygody z Gavdos. Następnego dnia udało nam się wreszcie złapać prom (nie żeby tam gdzie chcieliśmy, czyli do Paleochory, ale w zaistniałej sytuacji trzeba było brać co było – następny mógł być znów za trzy dni… i znów nie do Paleochory). Już w Chora Sfakion, gdzie ostatecznie wysiedliśmy z blaszanego potwora morskiego (zapomniałem napisać wcześniej – ja naprawdę nie lubię statków), wiedzieliśmy, że wcześniej czy później na Gavdos wrócimy, i to pomimo pewnej niechęci do wracania drugi raz w to samo miejsce. Wyspa coś w sobie ma. Coś, co uzależnia. Ciszę, spokój, dystans do wszystkiego, co się dzieje. Mieszkańcy zwykli mawiać „Gavdos jest Gavdos” i wzruszać ramionami na wszelkie napotkane trudności. Życie byłoby dużo fajniejsze, jakby więcej ludzi tak potrafiło.

Gavdos
"Las" (suszony) cedrów
Niestety, jeśli ktoś chce zobaczyć wyspę w takiej postaci jak obecnie, musi się śpieszyć. Tak zwany cywilizowany człowiek ma tendencję do usprawniania wszystkiego, co świetnie działa samo z siebie, i już teraz na Gavdos zaczyna się budowa pensjonatów, sklepów oraz organizowanie plaż – wszystko specjalnie dla turystów. Mam tylko nieodparte wrażenie, że póki co przybywają oni na Gavdos głównie dlatego, że…. jest dzika, bez pensjonatów, bez sklepów i przede wszystkim – bez zorganizowanych plaż.

Gavdos, Plaża Lavrakas, Lavrakas beach
Lavrakas

Komentarze

  1. Z tego co zrozumiałem, to prom powinien być opóźniony o jeszcze jeden dzień, żebyście mogli zobaczyć "Bo" i "Potamos". Ach! To był najlepszy dzień. Co do Cyprysów, to powinny być ciągle zielone i znacznie większe. Niestety kozy z Gavdos, choć mają właścicieli, biegają swobodnie, i zjadają wszystkie młode pędy cedrów, jak tylko się one pojawia na drzewach ( zawierają dużo wody). Te z kolei, nie wyrastają często, bo co około 80 lat, co przy drzewie żyjącym nawet 3000 lat, jest zrozumiałe. Cześć mieszkańców walczy z tym samopasem kóz, aby odbudować cedrowe lasy, niestety jest to dość trudne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cedrów, nie Cyprysów oczywiście ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz