Tripiti - południowy koniec Europy |
34°50′49,42″N 24°05′10,14″E, 36 kilometrów od Krety, najdalej wysunięta na południe
wyspa Europy. Powierzchnia – 27 kilometrów kwadratowych. Tyle Wikipedii. Dodamy
jeszcze tylko, że bywa identyfikowana jako wyspa Ogygia, na której to wiedźma
Kalipso uwięziła Odyseusza (choć my mamy swoją teorię na ten temat - „sorry – no boat today”).
Dzień I (Chora Sfakion – Gavdos – Tripiti)
Żeby
dostać się na Gavdos, musieliśmy dotrzeć do Chora Sfakion – jak to piszą w
przewodnikach – urokliwego małego miasteczka jakich wiele. Tyle że to było
doprawdy urokliwe, zwłaszcza gdy udało się już zapomnieć prowadzącą do niego
drogę – stromą, wąską, krętą, potrafiącą przyprawić o chorobę morską jeszcze na
lądzie. Jeżeli ma się chwilę, naprawdę warto przejść się jego wąskimi
uliczkami. Wszystkimi dwiema.
Chora Sfakion |
Po
zakupie biletu w lokalnym przedstawicielstwie armatora – blaszanym kontenerze
otwartym głównie jak ktoś przyjdzie, ale w ramach ściśle określonych godzin –
czekaliśmy na prom. Gdy przybił, zaczęło się widowisko. Najpierw exodus masy
ludzi. Trochę nie tego spodziewaliśmy się po promie z jednej z najbardziej
opustoszałych wysepek. Potem zaczął się wyładunek wszystkiego innego. Naprawdę
– wszystkiego! Śmieciarka wyjechała jako pierwsza, tuż za nią koparka, wózek
widłowy z automatem do coca-coli, samochód z beczkami po benzynie, drugi pełen
skrzynek. Wychodząca dostojnym krokiem koza nie budziła już w sumie zdziwienia.
Załadunek? Jak wyżej, tylko bez kozy i automatu do coca-coli.
Prom - źródło wszystkiego |
Krótki,
około półtoragodzinny rejs wzdłuż wybrzeża szybko rozjaśnił sytuację. Na tym
odcinku gavdyjski prom służy za tramwaj wodny pozwalający dostać się do
kurortów turystycznych – Loutro oraz Agia Roumeli. Tam też opuścił nas tłum
ludzi.
Przystanek - Loutro |
Na pokładzie pozostało mniej niż pięćdziesiąt osób (za to w wielu
wypadkach – wysoce specyficznych postaci). Pojawiły się także… kozy! Ponadto - ciężarówka
z betonem, volkswagen ogórek i citroen 2CV – bez wątpienia starszy od autora
tego tekstu – i mnóstwo innych rzeczy kwalifikujących się do kategorii „wszystko”.
Sam rejs
– jak rejs. Miłym dodatkiem była para muzyków umilających czas sobie, a przy
okazji też innym, muzyką na żywo. Nie znam się, ale dla mnie grali naprawdę
fajnie… do tego w cenie biletu.
Kapela - na Titanicu grali ponoć do końca... |
Gavdos.
Wreszcie wyczekiwana wyspa. Jeśli port w Chora Sfakion wydawać się może mały,
to przy Karave wygląda jak Liverpool. I znów - wyładunek wszystkiego (najpierw
kozy!). Chwila chaosu, wyłapywania gości pensjonatów oraz łapanie podwózki
przez turystów niezrzeszonych. Piętnaście minut później meldowaliśmy się w stolicy
wyspy Kastri. Stolicy tzn. jedynej miejscowości na wyspie posiadającej kawałek
chodnika. I szkołę. W porywach nawet dla trzech uczniów. To chyba wszystko co o
Kastri warto napisać. Czas na danie główne – Tripiti.
Tripiti
Gavdos - szlak na Tripiti |
Tripiti
- nasz główny cel. Najdalej na południe wysunięty punkt Europy. Taki południowy
Nord Cap. Wycieczkę można zacząć z kilku miejsc, np. Korfos. My akurat
złapaliśmy transport do miejscowości Vatsiana, co też nie było złym punktem
wyjścia. Trasa to ok. 2 – 2,5 godzin marszu w jedna stronę. Mimo, że szlak biegnie
góra-dół (na szczęście częściej w dół), nie jest to bardzo wymagająca
wspinaczka, za to ciesząca oko urokami krajobrazu (i to bardzo). Po drodze
można obejrzeć także opuszczone, popadające w ruinę gospodarstwo z ciekawą
kamienną architekturą bądź odbić na jedną z plaż.
Gospodarstwo - widmo |
Koniec
drogi uraczył nas widokiem rekompensującym trudy związane z dostaniem się na
wyspę. Już z góry widać było pozostałość po regularnie zalewanym przez morze
piaskowym tarasie, w postaci gigantycznego białego placka soli (tak, może
dziwne, ale jednak fascynujące).
Tripiti - plaża |
Po zejściu niżej trafiliśmy na niemalże pustą, niestety kamienistą, plażę, a oczom naszym ukazał się legendarny cypel, zwieńczony pomnikiem… krzesła.
Na owo krzesło można się nawet wdrapać, wymaga
to tylko samodzielnego odnalezienia drogi (stromej drogi). Jednak już sam widok
skalnych arkad wchodzących we wzburzone morze niezwykle cieszy. Również plaża,
dzięki panującej tam pustce i ciszy – zaburzanej jedynie przez fale rozbijające
się o skały – miała w sobie coś niezwykłego i relaksującego. Wymieniliśmy dwa
słowa z pierwszą napotkaną od dwóch godzin osobą, angielskim trampem, który
szykował się tam do noclegu, posiedzieliśmy chwilę na plaży i ruszyliśmy w
drogę powrotną.Tym razem do wspomnianego już wcześniej Korfos, ścieżką inną,
ale równie malowniczą jak ta, którą przyszliśmy. To zostały nam jeszcze trzy
najdalej wysunięte punkty Europy do zdobycia.
Tripiti - plaża |
Widmo współczesnego świata...
...potrafi zawisnąć nawet nad tak spokojnymi miejscami jak Gavdos. Na plaży trafiliśmy na dość spektakularny widok – morskie fale rozbijały się o wyrzucony na brzeg kolorowy kuter rybacki. Po szybkich oględzinach wraku ustaliliśmy, że to łódź z południowego brzegu Morza Śródziemnego (nie ukrywajmy, arabskie napisy bardzo nam w tym pomogły). Dziwne jednak, żeby przydryfowała tu aż z Egiptu bądź Libii. Ciekawość kazała nam dopytać o historię łodzi naszego gospodarza. Okazało się, że przypłynęło na niej ok. 180 uchodźców z Egiptu i Syrii (to był naprawdę mały stateczek). Przechwyciła ich straż przybrzeżna, jednak z wrodzoną Grekom niefrasobliwością zabrała ludzi, pozostawiając kuter na plaży, oczywiście nie zważając na to, że może on gdzieś zdryfować, rozbić się lub w ogóle stanowić jakieś zagrożenie dla ruchu morskiego. Nie ma to jak naród urodzonych żeglarzy.
Tripiti - porzucony kuter |
Nasz plan na Gavdos był prosty –
płyniemy, oglądamy najdalej wysunięty na południe Europy cypel, wracamy.
Wszędzie przecież pisali, że tam i tak nie ma nic więcej. Życie uczy jednak
pokory, a proste plany sypią się najszybciej.
Znalezione na piasku |
Bardzo ciekawy post, a miejsce które opisujecie bardzo przypomina mi Gozo - drugą co do wielkości wyspę Malty. Nomen omen oni też twierdzą, że to właśnie u nich Kalipso więziła Odyseusza i nawet mają jaskinię o nazwie Calypso Cave. Skalne okno również do złudzenia przypomina mi Azure Window na Gozo. Pozdrawiamy Małki
OdpowiedzUsuńCieszę się, że udało nam się Pana zainteresować :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie, choć przeglądaliśmy zdjęcia z Malty (która od jakiegoś czasu jest na naszej liście "do odwiedzenia") wspomniane przez Pana podobieństwo jakoś nam uciekło.
Odnośnie Kalipso - może były dwie? Samotni marynarze, po latach wojny... łatwo gdzieś utknąć opętanym przez kobiecy urok :)
Świetny artykuł. Też utknęliśmy na Gawdos na 4 dni. Mogę tylko powiedzieć, że to było najlepsze co mogło się przytrafić. Inaczej nie wiedzielibyśmy nic. PS. Opustoszałe kamienne budynki po drodze na Tripiti, to miejsca gdzie mieszkali zesłani przez Partię Komunistyczna Grecji, niesubordynowani obywatele.
OdpowiedzUsuń