Kreta - część V (Kalamaki, Kommos)

Kalamaki

Plaża Kalamaki, Kalamaki Beach

     Do Kalamaki trafiliśmy tylko dlatego, że znalezienie noclegu w Matali było praktycznie niemożliwe (przynajmniej w akceptowalnym dla nas zakresie cenowym). Wydawało się ono idealnym miejscem alternatywnym, oddalonym od Matali o zaledwie 4-5 kilometrów. Niestety nie sprawdziliśmy (dobrze – ja nie sprawdziłem), czy jest ono z Matalą w jakikolwiek sensowny sposób skomunikowane. Kwestia była tym bardziej problematyczna, że drogę w linii prostej blokuje potężna, wpadająca do morza góra (tak, dokładnie ta w której od strony Matali wykuto groty). Rozwiązaniem problemu okazało się wypożyczenie samochodu.  Tym sposobem towarzyszem naszej podróży, przynajmniej na jakiś czas, stał się wyjątkowy wehikuł do zadań specjalnych – Fiat Panda.

     Historia Kalamaki jest bardzo krótka. Opowiada o małej rybackiej wiosce która w latach 80. zdecydowała się zostać Matalą. No, może nie dosłownie, ale jej mieszkańcy patrząc na sukces turystyczny (i bez wątpienia komercyjny) sąsiada zza góry postanowili uszczknąć także coś dla siebie (wszak u nich piachu na plaże też nie brakowało). Rozpoczęły się poważne inwestycje, prace budowlane ruszyły pełną parą. Przyszedł jednak kryzys,i po pięknym śnie o luksusowym kurorcie pozostały jedynie sterczące pręty niedokończonych budów oraz kilka knajpek na prowadzącym całkiem donikąd fragmencie promenady.


     Czy to oznacza, że Kalamaki nie ma nic do zaoferowania? Wręcz przeciwnie. Przede wszystkim spokój, jakiego w Matali nie uświadczymy i to bez względu na obecność festiwalu (jest to kurort z założenia wybierany przez dość rozrywkowych turystów). Ponadto, znajduje się tu szeroka, blisko trzykilometrowa piaszczysta plaża (w zasadzie to trzy plaże,) której Matala może swojemu mniej renomowanemu sąsiadowi tylko pozazdrościć. Co więcej, zdecydowanie łatwiej na nich o miejsce, nawet w trakcie ścisłego sezonu turystycznego.

Plaża Kalamaki, Kalamaki Beach
     Najbliżej, na wysokości Kalamaki oraz Nowej Kalamaki (szumne określenie kilku ostatnio dostawionych domów) znajduje się plaża… Kalamaki. Początkowo biegnie wzdłuż promenady w formie raczej zorganizowanej (można nawet dostać drinka nie wstając z leżaka), z czasem (i to dość krótkim) staje się coraz bardziej dzika. Oznacza to, że aż do plaży Kommos (o której za chwilę) nie uświadczymy toalety, prysznica czy budki z gastronomią (tak więc wodę warto zabrać). W zamian dostaniemy dużą piaszczystą przestrzeń z coraz mniejszą ilością ludzi, porośniętą przy skraju dającymi nieco cienia drzewami (wśród których czasem widać porozstawiane namioty). Idąc dalej na południe dotrzemy w końcu do Kommos. Po co?

Plaża Kommos, Kommos beach
     Plaża Kommos (Komos) słynie z przynajmniej dwóch rzeczy, przy czym nie chodzi mi o żółty piasek i błękitną wodę (choć te oczywiście też występują i trudno im coś zarzucić). Po pierwsze – plaża jest obszarem lęgowym rzadkich wielkich żółwi (caretta caretta), po drugie – tuż przy plaży znajdują się wykopaliska archeologiczne.

     Żółwi wprawdzie nie uświadczyliśmy, choć przyznaję – odkąd dowiedzieliśmy się, że mogą tam być był to nasz główny cel w okolicy. Na żółwie gniazda już nam się jednak trafić udało. Nie było to nawet bardzo trudne biorąc pod uwagę, że są one dobrze oznakowane i otoczone rodzajem kolorowego metalowego rusztowania.

Kommos, gniazdo żółwi
     Więcej o samych żółwiach i ich gniazdowaniu  dowiedzieliśmy się dzień wcześniej od wolontariuszy Stowarzyszenia Ochrony Żółwi Morskich „Archelon”, którzy rozstawili swoje stoisko w Matali, gdzieś między hipisowskimi (nie mylić z hipsterskimi) koszulkami a drewnianą biżuterią. Żyją one zwykle w oceanach, w zasięgu ciepłych prądów wodnych. Morze Śródziemne jest zaś jedynym basenem śródlądowym, w którym nie tylko występują, ale jeszcze się rozmnażają (głównie na plażach Turcji, Cypru i właśnie Krety). Dowiedzieliśmy się też, że duże są nie tylko z nazwy – skorupa (tzw. karapaks) osiąga do półtora metra długości, a ich waga przekracza sto kilogramów (według Wikipedii dochodzi nawet do pięciuset, ale wolontariusze fundacji utrzymywali, że jednak zwykle bliżej tych stu). Jako gatunek zagrożony objęte są całkowitą ochroną. To samo tyczy się gniazd, które to „Archelon” odnajduje, oznacza, skrupulatnie liczy jaja i dba o to, by mogły w miarę bezpiecznie dotrwać do wylęgu. Zabronione (pod karą bardzo wysokiej grzywny) jest nie tylko niszczenie gadzich legowisk, ale również pomaganie małym żółwikom w dotarciu z gniazda do morza. Ich pierwszy samodzielny pęd do wody (jak „żółwi” by ten pęd nie był) jest bowiem niezwykle ważny dla ich dalszego rozwoju.

Kommos, wykopaliska
     Po lekcji biologii czas na powtórkę z historii. Tuż nad plażą znajdują się bowiem ruiny minojskiego portu – prawdopodobnie powiązanego gospodarczo z nieodległym kompleksem pałacowym w Fajstos. Od 1976 roku, kiedy to ruszyły prace wykopaliskowe, archeologom nie udało się wprawdzie  jednoznacznie określić nawet nazwy miasta (opisywane przez Homera Amyklaion czy zwyczajnie Komos – dla odmiany przez jedno „m”), odkopali jednak kilka fajnych rzeczy – np. pozostałości nabrzeża portowego (co jest akurat dość rzadkim i ciekawym znaleziskiem). Niestety, w związku z tym, że badania mają się dobrze i końca ich nie widać, stanowisko otoczone jest siatką, wiec pospacerować wśród ruin nie można (ale warto co nieco pooglądać przez ogrodzenie).

Kommos Beach Bar
Sama plaża też może się podobać - szeroka, piaszczysta, z jedynym beach barem w okolicy. Dostępne są toalety i prysznic (nieco improwizowany ale zawsze), a sezonowo rozstawia się bus z hot-dogami. Jako że da się do niej dojechać samochodem, liczba wylegujących się na piasku jest już nieco większa.

     A co pomiędzy? Pisałem przecież o trzech plażach. A pomiędzy znajduje się plaża Potamos (acz z tą najbardziej znaną Potamos łączy ją tylko nazwa). Dzika, piaszczysta, ciężko określić gdzie się zaczyna i gdzie kończy. Tak naprawdę wydziela się ją czasem jako osobną tylko ze względu na zamiłowanie naturystów do akurat tego kawałka linii brzegowej. Zwykle jest na niej najmniej ludzi (głównie dlatego, że tu samochodem dojechać się nie da) przez co możemy ją polecić osobom, którym rozwrzeszczany tłum przeszkadza nieco bardziej, niż widok golasa.
Kommos Beach

     Na koniec jeszcze raz wróćmy do Kalamaki. Zwykle nie bawimy się w TripAdvisora i nie polecamy restauracji, hosteli ani innych lokali usługowych, ale tym razem zrobimy wyjątek. Gdy pierwszego wieczora ruszyliśmy na wspominaną wcześniej promenadę, po części żeby pozwiedzać, po części żeby znaleźć miejsce na kolację, naszą uwagę przykuła jedna z tawern. Zasadniczo nie różniła się niczym od pozostałych – menu miała niemal identyczne , podobnie ceny, o wyglądzie nie wspominając. Tylko ta była pełna, a pozostałe niemal puste. Wiedzieni hasłem „może oni coś wiedzą” (bądź syndromem leminga) zasiedliśmy w niej też my. Okazało się, że tajemnica jej sukcesu tkwi w jednej osobie – Giorgosie, właścicielu lokalu. U niego naprawdę czuliśmy się jak goście nie jak klienci. Giorgos znajdował chwilę, żeby z każdym chociaż chwilę porozmawiać, z każdym napić się Raki (nie wiem tylko w jakim stanie kończył pracę), a przy tym był zupełnie nienarzucający się. Poza tym okazał się byłym żołnierzem elitarnej Morskiej Służby Poszukiwawczo-Ratowniczej, a obecnie wyczynowym łowcą mieczników (zdjęcia z co większymi okazami zdobią absolutnie wszystko). No i jeszcze wyczynowo pędzi wino, które gorąco polecamy (do miecznika oczywiście).

     Więcej atrakcji w Kalamaki znaleźć raczej ciężko (ewentualnie pojedyncze lokale na promenadzie próbujące udawać puby bądź kluby), ale to i tak chyba jedno z fajniejszych „przypadkowych” odkryć jakie nam się zdarzyły w ostatnim czasie. A dzięki konieczności wypożyczenia Pandy nasza mobilność zdecydowanie wzrosła, co oczywiście przełoży się na więcej wpisów.

Kommos, wykopaliska

Informacje praktyczne

     Chcesz dotrzeć do Kalamaki? Wypożycz auto. Dalej jest już prosto – z Matali drogą na Pitsidię (via Epar. Od. Gortinas – Matalon, a prościej – jedyna główna), i w tejże zjazd w lewo na Kalamaki.

     Mniej więcej w połowie drogi z Matali do Pitsidii można odbić w kierunku plaży Kommos.


     Podobno w sezonie kursuje regularny autobus do Kalamaki z Mires i Tymbaki, ale my go w czerwcu nie uświadczyliśmy (za to Internet upiera się, że taki jest).




Komentarze