Tym razem aż trzy (a nawet cztery) miejsca w jednym wpisie.
Wszystkie znajdują się dość blisko Matali, zwłaszcza gdy ma się do dyspozycji
własne cztery kółka (słowo „samochód” w kontekście naszej Pandy jakoś nie
przechodzi mi przez gardło/klawiaturę). To jednak nie wszystko, co w okolicy
warto było odwiedzić. Gonieni czasem
niestety musieliśmy wybierać (tak odpadła m.in. Gortyna), ale to nic, mamy
przynajmniej po co wracać zwłaszcza, że okolica zdecydowanie przypadła nam do
gustu. A póki co opowiadamy jak było tam gdzie dotarliśmy.
Faistos
Na pierwszy ogień poszły kolejne wykopaliska (a jakże by
inaczej, kiedy podróżują dwie osoby
skażone archeologicznymi studiami). Pałac w
Faistos to dla nas kolejne miejsce znane dotychczas tylko z akademickich
podręczników – głównie za sprawą odnalezienia tam pewnego dysku.
Dysk ten jest jednym z najwcześniejszych zabytków pokrytym
pismem na terenie Europy (powstał pomiędzy 1650 a 1600 rokiem p.n.e.). Na
niewielkim dysku, o średnicy zaledwie 16 cm, znajdują się nieodczytane do dziś
znaki, przypominające tzw. pismo linearne „A”. Niektórzy badacze twierdzili
wprawdzie, że udało im się odszyfrować napisy, jednak wersje były dość
różnorodne - od modlitw przez dzieła literackie, aż po podręcznik seksualny i
opis lądowania UFO (oczywiście nie ma dowodów, że się mylą, ale tłumaczenia te
jakoś nie zdobyły uznania w światowym środowisku archeologicznym). Dziś dysk
obejrzeć można w Muzeum Archeologicznym w Heraklionie, zaś jego kopię nabyć na
niemal każdym kreteńskim straganie.
Mając za sobą wizytę w bezdyskusyjnie najbardziej
spektakularnym minojskim pałacu na wyspie, zastanawialiśmy się, czy Faistos nas
nie rozczaruje (ot, zwyczajnie mniejsza wersja Knossos). Na
szczęście tak się nie stało. Choć znacznie mniejsze, ma zupełnie inny klimat,
niż swój bardziej znany konkurent, głównie dlatego, że kompleks pozostał
nieskażony „twórczymi” rekonstrukcjami archeologów, a zdecydowanie mniejsza
liczba turystów umożliwia spokojniejsze delektowanie się kontaktem ze starożytnością.
Mniej przeróżnych taśm i ogrodzeń umożliwia wejście do środka większości
budynków, a nawet posadzenie zadka na liczącej blisko cztery tysiące lat ławce.
Same zabudowania pałacowe skupione są dookoła dużego
prostokątnego placu. Zachował się głównie najniższy poziom, jednak fragmenty
schodów nie pozostawiają wątpliwości co do istnienia także wyższych kondygnacji.
Pałac nie był tak kolorowy jak Knossos, gdyż ściany pokrywano głównie białym
tynkiem (a przynajmniej jak dotąd malowideł ani kolorowych detali
architektonicznych nie odnaleziono).
Jeśli komuś mało ruin to tuż obok parkingu znajdzie
pozostałości malutkiego weneckiego
kościoła Agios Georgios Phalandras. Wybudowany w XVI wieku należał do ortodoksyjnego
zakonu pod tym samym wezwaniem i służył mu, aż do jego rozwiązania w 1821 roku.
Zostawiony sam sobie szybko popadał w ruinę tak, że resztki towarzyszącej mu
zabudowy klasztornej są już całkowicie pokryte ziemią, a on sam pewnie niedługo
do nich dołączy.
Preveli określane jest jako rejon. Nie miasteczko, nie wieś,
tylko właśnie rejon. I chyba tym tak naprawdę jest – okolicą, którą jeden z
okupujących wyspę weneckich możnych postanowił wzbogacić o dwa klasztory, a że
nazywał się akurat Prevelis – obszar ten zaczęto określać jako Preveli. Czemu
akurat dwa – nie wiadomo. W każdym razie dolny klasztor (nazywany Kato Preveli)
zyskał patronat Świętego Jana Chrzciciela, górny zaś (Piso Preveli) też Świętego
Jana, tyle że Ewangelisty. Jak się z czasem okazało patronaty zupełnie
chybione, gdyż to dolny wygląda dziś jak po Apokalipsie. Stało się tak za
sprawą niemieckich żołnierzy, którzy w czasie II Wojny Światowej zburzyli
klasztorne zabudowania, jako odwet za ratowanie przez mnichów alianckich
żołnierzy po wygraniu przez hitlerowców Bitwy o Kretę w 1941 roku. Mnisi ci nie
tylko ukrywali żołnierzy, ale także pomogli zorganizować ich ucieczkę brytyjską
łodzią podwodną z pobliskiej Palm Beach (o której za chwilę).
Górny klasztor przetrwał do dziś i to całkiem dobrze
zachowany. Żyjący w nim mnisi dalej zajmują się ratowaniem, ale dla odmiany
zwierząt. Dzięki temu wewnątrz znajdziemy mikro-zoo, z przeróżnymi osobnikami,
którym nie poszczęściło się na wolności. Poza tym obiekt ma obecnie
(przynajmniej częściowo) status muzeum, w którym podziwiać można wyjątkowo
ciekawą zabudowę klasztorną.
Palm Beach
Plaża Palm Beach jest swego rodzaju ciekawostką krajobrazową
i nie wypadało jej pominąć, będąc w okolicy. Zasadniczo na Krecie palmy nie
występują w sposób naturalny (tak, tak, te wszystkie piękne palmowe drzewa
otaczające deptaki w kurortach posadził człowiek, głównie dlatego, że podobają
się turystom). Jest jednak kilka malutkich wyjątków, w tym właśnie Palm Beach.
Otóż w miejscu gdzie rzeka Megapotamos uchodzi do morza znajduje się piękna
piaszczysta plaża, przy której palmy nie tylko rosną (bez udziału człowieka),
ale wręcz tworzą całkiem spory i gęsty palmowy gaj. Próbowaliśmy dowiedzieć się
skąd drzewka się wzięły, jednak nikt (w tym Internet) nie potrafił nam podać
odpowiedzi innej niż „zawsze tam były”.
Palmowe drzewka rosną nie tylko przy plaży ale ciągną się przez
około pół kilometra wzdłuż wąwozu, którym płynie Megapotamos. Warto poświęcić
chwilę na spacer wytyczoną pomiędzy nimi ścieżką. Oferuje to namiastkę
prawdziwej tropikalnej dżungli w samym środku Europy.
Ekosystem Palm Beach jest nie tylko egzotyczny, ale też
niezwykle żywotny. Gdy w 2010 roku znaczna część palmowego drzewostanu została
strawiona przez pożar, ekolodzy twierdzili, że powrót do stanu wyjściowego
zajmie nawet kilkadziesiąt lat. Na szczęście palmy o tym nie wiedziały i już w
2015 roku trudno było dostrzec jakikolwiek ślad po działaniu żywiołu.
Sama plaża dzięki swej popularności jest niestety dość
zatłoczona. Niedawno wybudowano na niej też pierwszy bar, który nieco zaburza
dotychczasowy, niemal rajski wygląd. Nie wszystkim muszą również przypaść do
gustu schody prowadzące na nią z pobliskiego parkingu, po których trzeba zejść,
co zajmuje dobre kilkanaście minut, a co gorsza potem wejść, co zwykle zajmuje
jeszcze więcej czasu (za to mniej więcej w połowie schodów znajduje się bardzo
atrakcyjny punkt widokowy). Mimo wszystko, to jedna z najładniejszych plaż (i w
ogóle punktów krajobrazowych) na Krecie.
Na koniec taka oto historyjka. Na sam koniec dnia wydarzyło
się coś, co znacznie zmniejszyło naszą sympatię do Pand (na szczęście tylko
tych mechanicznych). Wspomniany parking znajduje się „nieco” poniżej poziomu
głównej drogi, co oznacza, że trzeba na niego zjechać w dół, a następnie
wyjechać z niego pod górę. Niby oczywiste, ale nie dla naszej Pandy. Zjechała
owszem jak się patrzy, ale w drodze powrotnej… zdechła. Ja rozumiem, że
nachylenie było dość spore, auto z wypożyczalni, o które zwykle nikt nie dba, a
do tego z najsłabszym możliwym silnikiem, ale mimo wszystko trochę wstyd. Za to
jak już ruszyliśmy „piłująć” na pierwszym biegu, zakosami niczym na rasowym
rajdzie offroadowym, zebraliśmy prawdziwą burzę oklasków od wciąż
wyprzedzających nas piechurów.
Informacje praktyczne
Aby dotrzeć do Feistos należy jechać drogą nr 97 (Rethymnon
- Agia Galini – Mires) i mniej więcej w połowie drogi między Timpaki a Mires
skręcić w drogę Epar. Od. Faistou – Kalon Limenon. Zjazd jest dobrze oznaczony
a przy stanowisku archeologicznym znajduje się dość spory parking.
Można dojechać także autobusem m.in. z Mires, Matali, Agia
Galini, a nawet bezpośrednio z Heraklionu (Rozkład)
Bilet do pałacu kosztuje 4 Euro (ulgowy 2), ewentualnie 6
Euro (ulgowy 3) za bilet łączony z Villą Agia Triada (do której my nie
dotarliśmy).
Godziny otwarcia:
Od 1 Listopada do końca Marca – 8.30 – 15.00.
Pozostała część roku – 8.00 – 20.00.
Od 1 Listopada do końca Marca – 8.30 – 15.00.
Pozostała część roku – 8.00 – 20.00.
Do Preveli oraz Palm Beach dostać się można autobusem
kursującym na trasie Plakias – Rethymnon, ale trzeba dokładnie określić, że
chce się jechać do Preveli, gdyż część połączeń je omija (Rozkład).
Samochodem od strony Rethymnonu jechać trzeba drogą nr 97 i
za miejscowością Pale skręcić w stronę Koxare, a następnie kierować się na
Asomatos (uwaga – to dość mała miejscowość – łatwo przejechać) gdzie znajduje
się odjazd w kierunku Preveli.
Od strony Plakias trzeba wyjechać drogą na Lefkogię, i około
pół kilometra za tą miejscowością odbić w prawo w stronę Preveli.
Jadąc na plażę zjechać trzeba mniej więcej w połowie drogi
między Kato Preveli a Piso Preveli. Droga nie ma nazwy ale jest dobrze
oznakowana. Parking przy Palm Beach jest płatny. Alternatywą (zwłaszcza przy
długim plażowaniu) jest zostawić auto na parkingu przy Piso Preveli i przejść
spacerem około 2 kilometrów.
Klasztor Piso Preveli zwiedzać można w godzinach 9.00 – 13.30
oraz 15.30 – 19.00. Wstęp – 2 Euro.
Z Kretą mam naprawdę świetne wspomnienia. Generalnie wyspy greckie to mój raj :)
OdpowiedzUsuńCo do atrakcji to pamiętam palmową plażę Vai. O ile sama plaża nieco mnie rozczarowała, to okolica naprawdę przepiękna.
Pozdrawiam!
Nam niestety na plażę Vai zabrakło czasu (jak i w ogóle na wschodnią część Krety), ale może uda się nadrobić następnym razem. Co do rozczarowania samą plażą - podobno jest dość kamienista. Nie wiem jakie plaże lubisz ale może Balos albo Elafonisi bardziej przypadną Ci do gustu. A z wysp greckich możesz polecić coś ciekawego, mało popularnego turystycznie?
UsuńPozdrawiam :)
Oj nawet bardzo kamienista (chociaż mi to nie przeszkadza) i bardzo wietrzna. Podczas naszego pobytu wiało tak bardzo, że aż nas bolały plecy od drobinek piasku. Racja, Elafonisi to istny raj!
UsuńCo do greckich wysp to ekspertką nie jestem. Po prostu lubię ten klimat, ludzi i piękne zatoczki :)