Nazwa Elafonisi odnosi się tak naprawdę do dwóch lokalizacji
– plaży na południowo-zachodnim wybrzeżu Krety (około 80 km od Chanii) i połączonej
z nią płytką laguną wysepki. Zazwyczaj z jednej na drugą da się bez problemowo
przejść, stąd w powszechnym odbiorze traktowane są jako całość.
Właściwa plaża nie dość, że jest bardzo duża, co pozwala
uniknąć leżenia w tłumie nawet przy największych najazdach turystów, to jeszcze
oferuje coś zarówno dla miłośników leżaków i parasolek, jak i tych, którzy wolą
korzystać z kąpieli słonecznych z dala od takich cywilizacyjnych udogodnień. Otoczona
jest lazurową, ciepłą, w większości bardzo płytką wodą, co czyni ją idealnym
miejscem dla rodzin z małymi dziećmi. Miłośnicy sportów wodnych, potrzebujący
nieco głębszego morza, też będą zadowoleni, ale muszą udać się na jeden z dwóch
krańców plaży, albo na sąsiadującą z nią wyspę (dookoła której woda jest
znacznie głębsza, pozwalająca nawet na nurkowanie).
A skąd wziął się ten słynny różowy piasek tak bardzo
przyciągający turystów? Istnieje legenda związana z wojną o niepodległość, jaką
grecy toczyli w latach 1821-1832 przeciwko Imperium Osmańskiemu. Według niej 24
kwietnia 1824 roku wojska tureckie (a właściwie egipskie służące pod
sztandarami Imperium) dowodzone przez Paszę Ibrahima, wymordowały w tym miejscu
ponad 600 bezbronnych osób, głównie kobiet i dzieci, szukających na plaży
schronienia przed wojenną zawieruchą. To ich krew miała zabarwić piasek na
różowo i do dziś nie dawać się z niego wypłukać. Wersja geologów jest nieco
mniej romantyczna – plaża różowy kolor zawdzięcza fragmentom muszli morskich
skorupiaków, roztrzaskiwanych przez morze i wyrzucanych na brzeg. Tak czy siak,
piasek różowy faktycznie jest.
Jeśli ktoś szuka bardziej ustronnych miejsc do odpoczynku,
powinien wybrać się na plaże umiejscowione wzdłuż brzegów wyspy Elafonisi. Są
one tylko trochę dalej, a mimo to zdecydowanie większej części ludzi i tak nie
chce się przejść nawet takiego kawałka J.
Tutaj można bez problemu popływać, czy jak pisałem wcześniej, nawet zanurkować.
Warto także przejść się na spacer na wzniesienie w zachodniej części wyspy.
Poza pięknym widokiem na całą różowo-piaszczystą okolicę, zobaczymy tam też
malutką kamienną kapliczkę (według Google Maps – Agia Irini). Plażę na
południowo-zachodnim krańcu wyspy zaanektowali zaś miłośnicy odpoczynku bez zbędnych
tekstyliów, można więc, zależnie od światopoglądu, radośnie do nich dołączyć,
omijać lub zwyczajnie ignorować. Nie obrażają się w żadnym przypadku.
Poza kapliczką na wzniesieniu znajduje się też krzyż.
Upamiętnia ofiary katastrofy morskiej, która miała miejsce w nocy z 21 na 22
lutego 1907 roku. Płynący z Triestu do Bombaju statek SS „Imperatrix” należący
do Austro-Węgierskiej kompanii handlowej Austrian Lloyd (znanej też jako Lloyd
Austriaco lub Österreichischer Lloyd) z ładunkiem cukru oraz 140 osobami na
pokładzie, na skutek błędów nawigacyjnych załogi rozbił się o otaczające
Elafonisi skały. Co ważne, nie poszedł on od razu na dno, lecz utknął
nabierając powoli wody. Pozwoliło to uratować większość załogi i pasażerów,
głównie dzięki natychmiastowej i bohaterskiej pomocy ze strony lokalnych
mieszkańców, mnichów z okolicznego monastyru, a także rosyjskich, francuskich i
włoskich okrętów wojennych, które akurat stacjonowały w porcie w Chanii. Załoga
i pasażerowie bezpiecznie opuścili pokład po swego rodzaju moście linowym
zbudowanym przez skleconą na szybko grupę ratunkową. Zginęło tylko 38 osób, co
więcej – tylko ci, którzy nie posłuchały rozkazu kapitana i próbowali na własną
rękę dostać się na wyspę przy użyciu okrętowych szalup. To właśnie ich ciała
pochowane są na wyspie i to ich upamiętnia drewniany krzyż. Sam okręt
przewrócił się na bok i zatonął dopiero kilka dni po, mimo wszystko dość
szczęśliwie zakończonej ewakuacji.
SS Imperatrix Zdjęcie z www.cretegazetta.com |
Jako swego rodzaju upamiętnienie ofiar, oraz aby uniknąć
podobnych wydarzeń w przyszłości, na wyspie wybudowano latarnię morską, która
rozpoczęła pracę w 1920 roku. Nie podziałała jednak długo - została
zbombardowana w trakcie II Wojny Światowej. Dziś w jej miejscu stoi współczesna
latarnia radiolokacyjna – niby też działa, może nawet lepiej, ale to już nie
ten sam urok. Ciekawostką jest fakt, że
od 1924 roku funkcję latarnika pełnił w niej admirał Nikolaos Nikolaevich
Filosofof – dowódca rosyjskiego okrętu Hivendis, który jako pierwszy ruszył z
pomocą rozbitkom z Imperatrixa.
I to by było na tyle naszej relacji z Elafonisi. Czy
polecamy? Pewnie - nie bez przyczyny plaża ta uchodzi za jedną z
najładniejszych na świecie (np. 10 miejsce w rankingu tripadvisora z 2015 roku,
czy 2 miejsce w rankingu wp.turystyka z roku 2016). Jeśli więc macie dzień wolny na Krecie, który
chcecie spędzić na błogim lenistwie, nie powinniście się długo zastanawiać.
Informacje praktyczne
- Niedaleko plaży znajdują się dwa parkingi samochodowe. Z
Chanii dojeżdża się na nie drogą Chania-Kissamos (pilnując najpierw zjazdu na
Paleochorę lub wąwóz Topolia, następnie na Elafonisi), albo drogą wzdłuż
wybrzeża (dłuższa ale chyba trudniej się zgubić).
- Autobusy z Chanii na Elafonisi odjeżdżają o godzinie 9.00
i 10.00 a powrotne z plaży do miasta o 16.00 (warto się nie spóźnić, bo innej
komunikacji zbiorowej nie ma). Aktualny rozkład można sprawdzić też na stronie
KTEL - http://www.e-ktel.com/en/services/online-ticket-reservation
- Nie próbujcie zabierać piasku na pamiątkę. Naprawdę jest
chroniony, a za jego wywóz z plaży (lub samą tego próbę) grozi mandat wysokości
od kilkudziesięciu Euro wzwyż.
Elafonisi jest piękne jak zresztą cała Kreta :)
OdpowiedzUsuńTeż byliśmy zachwyceni :) Masz może jakieś swoje ulubione miejsca warte polecenia (zwłaszcza we wschodniej części wyspy, bo tej jeszcze nie widzieliśmy)?
Usuń