Kreta - część IX (Wąwóz Samaria)


     Wąwóz - rodzaj głębokiej, suchej doliny, okresowo odwadnianej, która cechuje się stromymi, urwistymi zboczami oraz płaskim dnem (tyle z Wikipedii). W skrócie duża podłużna dziura w ziemi. Jest więc o czym pisać? Właśnie, że jest, bo osiemnastokilometrowy wąwóz Samaria jest nie tylko największy w Europie, ale także oferuje naprawdę atrakcyjną trasę na krótki wakacyjny trekking.

Wąwóz po raz pierwszy

     Przygoda z wąwozem zaczyna się na równinie Omalos, w miejscu zwanym Xyloskalo. Dojeżdża tu z Chani autobus KTEL, niestety bardzo wcześnie rano. Ktoś jednak pomyślał o ludziach, którzy nie zdążyli przed wyjściem z domu zjeść śniadania (a rozpoczynanie kilkunastokilometrowego spaceru z pustym żołądkiem nie jest ani przyjemne, ani mądre) i otworzył przy wejściu do parku kawiarnię. Warto skorzystać - wewnątrz, poza zjedzeniem kanapki i wypiciem kawy, podziwiać można zatopione w słojach z formaliną skorpiony. Duże i podobno lokalne.

     Wiecie co oznacza Xyloskalo? Drewniane schody. A wiecie czemu ktoś tak nazwał to miejsce? Po zejściu umacnianą drewnianymi balami, krętą ścieżką do leżącej blisko sześćset metrów niżej strażnicy Agios Nikolaos na pewno będziecie wiedzieć. Prawdopodobnie na tej ścieżce napotkacie po raz pierwszy jedną z lokalnych ciekawostek - Donkey Ambulance, czyli karetkę z napędem na cztery nogi. Wbrew nazwie, obecnie są to głównie muły. Pomijając już nawet komfort podróży potencjalnego poszkodowanego, temperament osiołków nie sprzyjał zwyczajnie współpracy z przewodnikiem (o ile sytuację, w której jeden targa, a drugi zbiera za to pieniądze można nazwać współpracą).

     Dalej jest już trochę mniej stromo (co nie znaczy płasko i łatwo). Powoli robi się też coraz bardziej widowiskowo, mimo że sam wąwóz jest jeszcze dość szeroki. Szlak prowadzi lasem, wzdłuż koryta rzeki Taras, która przebijając się przez zwaliska kamieni tworzy, może nie spektakularne, ale za to całkiem urocze oczka wodne i mikrowodospady. Las z kolei jest miejscem występowania około 450 endemicznych gatunków roślin i zwierząt, wśród nich dzikiej kozy Agrimi, potocznie zwanej kri-kri. Jest ona nie tylko zwierzakiem wyjątkowej (jak na kozę) urody, ale także jednym z symboli Krety (oraz główną przyczyną utworzenia w Samarii parku narodowego).

Wioska



    Mniej więcej w połowie drogi trafiamy na wioskę Samaria, którą obecnie zamieszkują jedynie kozy kri-kri, a zabudowania powoli obracają się w ruinę. Mieszkańców wysiedlono w 1962 roku, tuż po ustanowieniu parku narodowego, oficjalnie pod pretekstem poprawienia im warunków życia (które biorąc pod uwagę odległość od najbliższej cywilizacji oraz specyfikę wąwozu faktycznie mogły być dość surowe). Nikt jednak nie pomyślał, że gdyby im tak bardzo przeszkadzały, przenieśliby się gdzieś sami. Tym sposobem byli mieszkańcy Samarii trafili m.in. do znajdującej się na końcu wąwozu wioski Agia Roumeli (oraz wielu innych równie atrakcyjnych miejsc, w których w ogóle nie chcieli mieszkać).

     Wbrew pozorom nazwa wioski oraz wąwozu, nie ma nic wspólnego z dobrym samarytaninem. Pochodzi od znajdującej się we wsi cerkwi Błogosławionej Marii (Osia Maria). Podobno znajdują się w niej warte obejrzenia freski, ale my niestety nie mieliśmy okazji wejść do środka. Poza kościołem, w wiosce można zobaczyć pozostałości domów mieszkalnych oraz wszelakiej infrastruktury, na przykład pieców do wypiekania chleba. Znajduje się w niej także największy punkt odpoczynkowy dla turystów (z toaletami i źródłem wody pitnej). No i zwykle kręcą się po niej wspomniane wyżej kozy.

Wąwóz podejście drugie

     To co widzieliśmy do tej pory okazało się tylko namiastką Samarii. Tak naprawdę dopiero po minięciu wioski wąwóz pokazuje swoje prawdziwe piękno. Od tego momentu robi się wąsko, a ściany stają się coraz bardziej pionowe. Kulminacja następuje na jedenastym kilometrze (tzw. Sideroportes - “Stalowe Wrota”), gdzie ten osiągający blisko pięćset metrów głębokości wąwóz ma zaledwie trzy i pół metra szerokości (a jakby komuś jeszcze było zbyt szeroko - środkiem płynie rzeka). Koniecznie trzeba stanąć w tym miejscu i spojrzeć w górę - naprawdę robi wrażenie.

     Dalej dolina powoli rozszerza się, jej zbocza stają się coraz niższe i mniej strome, a na horyzoncie pojawia się najpierw morze Libijskie, później zarysy wioski Agia Roumeli. Co bardziej zmęczonych turystów z ostatniego “check-pointu” zabiera kursujący do portu busik. Warto jednak przejść także ten ostatni kawałek na własnych nogach (o ile nie ucieka nam ostatni prom), choćby po to, by obejrzeć malownicze ruiny mostów stojących nad płynącą przez wąwóz rzeką (choć w czerwcu był to raczej strumień).


Agia Roumeli

     Agia Roumeli to przede wszystkim punkt zborny ludzi oczekujących na prom, w zdecydowanej większości tych, którzy przeszli przez Samarię. Brak innej drogi niż morska promem lub piesza wąwozem powoduje, że pomimo usilnych starań mieszkańców, na dłuższy wypoczynek przybywa tu wciąż raczej niewielu turystów. Nie pomaga im w tym również sąsiedztwo pięknego Loutro. Wprawdzie równie trudno się tam dostać, ale póki co oferuje przeciętnemu wczasowiczowi znacznie więcej (no i nie jest najeżdżane codziennie po południu przez tysiące osób wychodzących z wąwozu, zajmujących niemal każde miejsce w restauracjach i na plaży). Z drugiej strony, z punktu widzenia osób, które właśnie ukończyły samaryjski szlak, jest to bardzo przyjemna i potrzebna miejscowość, w której można zjeść, wypić i ogólnie odpocząć, po trudach wielogodzinnej wędrówki i spokojnie poczekać na prom. Nie bardzo jest też inna droga powrotna (jakoś nie uśmiechało nam się wracać piechotą i forsować Xyloskalo pod górę, ale wiem, że są osoby, które tak robią).

     Jeśli do odpłynięcia promu pozostała jeszcze chwila, można skorzystać z plaży przylegającej do portu (nazwijmy tak betonowe molo do którego cumują łodzie), raczej żwirowej niż piaszczystej i zdecydowanie czarnej nie złocistej (przez co w słoneczne dni bardzo nagrzanej), ale możliwość zdjęcia butów po takim spacerze i schłodzenia stóp w morskiej wodzie jest naprawdę bezcenna.

     Na koniec trzy zdania podsumowania. Nie bez przyczyny wąwóz Samaria wymieniany jest jako jedna z największych atrakcji Krety - jest naprawdę spektakularną formacją geologiczną. Polecamy go, zwłaszcza osobom szukającym na wyspie czegoś więcej, niż tylko piaszczystych plaż. Nie jest też tak trudny do przejścia, jak można przeczytać w niektórych przewodnikach, więc jeśli ktoś się waha czy da radę - myślę, że powinien spróbować.

Informacje praktyczne



Park otwarty jest zwykle od pierwszego maja do końca października. Bywa jednak czasem zamykany ze względu na warunki pogodowe. W celu sprawdzania na bieżąco dostępności szlaku warto odwiedzić oficjalną stronę parku.

Obuwie. O kontroli obuwia przed wejściem do wąwozu czytaliśmy w kilku miejscach. Nas nikt nie sprawdzał, nie wiemy więc na ile to powtarzana po sobie plotka a na prawdziwa informacja. Nie zmienia to faktu, że warto podejść do tematu zdroworozsądkowo i klapki japonki zostawić w domu (ale już w dobrych sandałach z terenową podeszwą można zaryzykować).

Jeśli już jesteśmy przy ryzyku - pomoc oślich (mułowych?) ambulansów kosztuje, i to nie mało. Podobno około 50 Euro - my na szczęście nie sprawdzaliśmy.

W samym wąwozie nie ma sklepów ani punktów gastronomicznych, w związku z tym trzeba zaopatrzyć się w wodę na całą trasę (albo uzupełniać ze źródełek).

Zachowajcie bilet przez cały czas pobytu w wąwozie. Sprawdzane są zarówno przy wejściu jak i przy wyjściu. Pomaga to nie tylko kontrolować czy nikt w parku nie nocuje (co jest surowo zabronione), ale także odszukać osoby, które utknęły z innego, poważniejszego powodu.


Aktualne godziny kursowania promów do Chora Sfakion i Paleohory można sprawdzić na stronie www.anendyk.gr (i lepiej to zrobić bo jak wam ucieknie ostatni prom utkniecie do następnego popołudnia).



Komentarze

  1. Znam ten wąwóz, ale podziwiałam go tylko z góry :). Jest cudowny! Przyznam, że brakuje mi w Europie Kanionów, których jest sporo np w Ameryce Północnej i zapierają dech w piersiach.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz